image/svg+xml

Pikantna Warszawa, czyli nierecenzja książki królowej życia…

…a zwykłe biadolenie polonistki, którą nowość wydawnictwa Pascal zasromała.

Na moim Facebooku wyskoczyła wczoraj nowina prosto z wydawnictwa Pascal – premiera książki Patrycji Strzałkowskiej „Welcome to spicy Warsaw” nadciąga. A tak się składa, że autorkę pikantnej knigi znam, bo zdarza mi się odpalić „Królowe życia”, czyli taki program, którego bohaterki oraz bohaterowie żyją jak pączki w złotym maśle. W większości (są wyjątki!) hajsu z własnych biznesów nie czerpią, ot uroda, dziany chłop czy tam inne dochodowe sprawy, ale nie takie, że własnej córce bym polecała. No i jedną z bohaterek owego programu była Patrycja Strzałkowska. Powiedzieć, że dziewczyna robiła wrażenie niekoniecznie przyszłej pisarki, to tak jakby powiedzieć, że ja nie rokuję na akrobatkę. Tu mała prywata: zmorą moich szkolnych chwil były raz po raz powracające na lekcjach wf-u przewroty! Nie umiem, nie przewrócę się w takich warunkach, w innych idzie mi doskonale, ale nie na materacu. No więc, Patrycja nie rokowała. Tymczasem wydała książkę i powiem Wam, że mnie to wkurzyło. Bo jakby ona zrobiła to sama, ot tak po prostu za hajs własny, to luz. No ale wydawnictwo?! Ja się domyślam, że redaktor napisał to od nowa, i może jakoś to brzmi, ale moja własna klauzula sumienia, podatna skądinąd na łatwy hajs, nie pozwoliłaby mi wydać czegoś, co napisała Patrycja. Nie dlatego, że zazdrość, bo dziewczyna jest wyjątkowa ładna, a ja okropnie zazdrosna, nie też dlatego, że robiła wrażenie dość głupiutkiej, a dlatego, że ona naprawdę nie umie pisać, co zresztą wybitnie pokazuje na swoim blogu. Tu próbka z działu psychologia! Serio!

A tu wiersz. Też serio!

Wiem, że nikt nikomu książki Patrycji Strzałkowskiej nie wciska, że to nie będzie lektura szkolna i wiem, że może powinnam najpierw ją przeczytać, a potem się pastwić. Ale jestem totalnie zawiedziona, że ktoś wydaje ludzi, którzy tak bardzo nie potrafią pisać i tak bardzo nie mają o czym, że biorą jakieś pseudomotywatorskie aforyzmy i żonglują nimi jak potłuczeni, a potem układają w całość, w dowolnej kolejności i bez przecinków. I wychodzi z tego pierdololo o niczym.

Jest jednak plus nowej książki wydawnictwa Pascal. Poniżej. Z recenzji na Empiku. Zawsze to coś.


Podobało Ci się? Podaj dalej


Dołącz do mnie

Jeśli jeszcze mnie nie lubisz i nie obserwujesz, zrób to teraz. Każdy like to dla mnie wielka radocha:-)