image/svg+xml

Czy chcieć dla kogoś dobrze, to tak naprawdę chcieć dobrze dla siebie?

Myślę, że trochę tak.

Bardzo nie lubię tego chcenia dla kogoś dobrze. Doradzania, gdy o radę nie jesteśmy proszeni i usprawiedliwiania każdego przejawu bycia niemiłym, nieempatycznym, a czasem nawet zwyczajnie chamskim, dobrą intencją. Może byłam trochę niemiła, ale do niej nic nie dociera, pewnie taki zimny prysznic podziała, więc ja ją tu trochę poniżę. Kiedyś mi podziękuję.

Jesteśmy naszymi słowami i naszymi czynami. Jeśli mówimy niemiłe rzeczy, jesteśmy niemili. Nie w porządku i troskliwi, bo w naszej głowie przyświeca nam jakaś wyższa myśl, a po prostu niefajni. Nawet jeśli uważamy, że wiemy lepiej, bo jesteśmy mądrzejsi, bo więcej przeszliśmy, etc., to nie zrobimy sobie z ludzi przyjaciół jeśli będziemy im serwować niechciany przez nich festiwal dopierdalanek i rad, o które nigdy nie prosili.

Czym innym jest na przykład zmotywowanie partnera do zawalczenia o podwyżkę, bo opowiada jak wiele zostawia w swojej pracy serca i energii i do rozmowy z szefem się zabiera, ale coś go blokuje, a czym innym jest biadolenie, podczas gdy on nic nie wspomina o podwyżce: weź się ogarnij, zmień tą robotę albo idź po konkretny hajs, bo ja już patrzeć nie mogę jak cię wszyscy dookoła dymają, z szefem na czele. Kociaczku, nie miej takiej miny, ja chcę dla ciebie dobrze.

Żeby w ogóle doradzać, to ktoś musi nam dać do tego przestrzeń i zielone światło. Jeśli tego nie zrobi, to nawet gdy coś go trapi, to prawdopodobnie po prostu z nami tego nie chce omawiać. I trzeba to uszanować, a nie cisnąć dla czyjegoś dobra. Zwłaszcza, że kształtowanie ludzi według swojego widzimisię, upiększanie ich, zmienianie, doradzanie innych dróg, to nic innego jak spełnianie swojego wyobrażenia o danej osobie. A to już z czyjegoś dobra robi się własne i mało w tym empatii. I nawet jak faktycznie chcemy dobrze, to musimy pamiętać o tym, że nasze dobrze, to niekoniecznie czyjeś. Jak mój przyjaciel chce mieszkać w lesie, to choć mnie na myśl o mieszkaniu w lesie przechodzą ciarki rozpaczy (tak, mam takie), nie powiem mu: no weź się ogarnij. On jest w lesie szczęśliwy. I to mi powinno wystarczyć. A jeśli czuję, że ten las, to głupi pomysł, i jego chwilowa zachcianka, to ja go po prostu wesprę, gdy i on do podobnego wniosku dojdzie. Ale bez pytania: co myślisz?, nic nie powiem, bo jeśli mi go nie zadał, to pewnie znaczy, że po prostu nie chciał usłyszeć mojej odpowiedzi. Proste. 

Nie chodzi o to, by lepic ludzi wokół siebie na swój wzór czy na swój ideał, a by czerpać od nich takimi, jaki są. Im bardziej są od nas różni, tym chyba lepiej, nie? 


Podobało Ci się? Podaj dalej


Dołącz do mnie

Jeśli jeszcze mnie nie lubisz i nie obserwujesz, zrób to teraz. Każdy like to dla mnie wielka radocha:-)