image/svg+xml

Bądź. Gdziekolwiek

Nie ma nic dziwniejszego na tym świecie niż śmierć. To, że nagle ktoś, kto zawsze był – znika. I nie wiadomo gdzie jest, nie wiadomo, czy jest coś, co sprawi, że jego energia, jego serce, jego dusza – przetrwają. Ta zajebiście wielka niemożność porozumienia się z osobą, do której zawsze mogłaś zadzwonić, jest obezwładniająca. To, że prosisz o znaki i ich nie dostajesz. To, że już nigdy nie usłyszysz jej głosu, bo zakładając nawet ten najbardziej pozytywny wariant, że coś gdzieś jest, głosu już nie usłyszysz. Ani śmiechu. Nie zobaczysz gestów, nie będzie już tych wszystkich powiedzonek, słów, zachowań charakterystycznych tylko dla tej jednej jedynej osoby. Nie będzie nawet tych rzeczy, które irytowały. A jak ten ktoś kochał Cię strasznie mocno, a Ty jego podobnie, to już w ogóle robi się tak cholernie smutno, bo owszem, możesz sobie wmawiać, że gdzieś tam jest, ale jego obecność zależy od tego tylko, jak bardzo uwierzysz w to, że jest. Że czuwa. A Ty w dupie masz czuwanie, chcesz bycie obok. To znaczy nie masz, bo bycia obok nie dostaniesz, więc wierzyć musisz w czuwanie.

Niczego tak bardzo bym nie chciała, jak przekonania, że nie umieramy naprawdę. Że dostajemy nowe życie, tylko gdzieś indziej, a to, jaki pakiet startowy nam się trafi w tym nowym życiu zależny jest od tego, kim byliśmy w poprzednim, jak bardzo wyjątkowi byliśmy. Potrzebuję tej wiary, bo tylko wtedy będę względnie spokojna i tylko wtedy zgodzę się na to cholerne czuwanie, którego tak bardzo nie znoszę.

Byłeś prawdziwie wyjątkowy. Do końca. Jak Boga kocham, do końca.


Podobało Ci się? Podaj dalej


Dołącz do mnie

Jeśli jeszcze mnie nie lubisz i nie obserwujesz, zrób to teraz. Każdy like to dla mnie wielka radocha:-)