image/svg+xml

T jak teatr, czyli o hajsie i kulturze

Teatr Polski we Wrocławiu ma nowego dyrektora. Facet zasłynął rolą w „M jak miłość”, pokazał się także w sztuce teatralnej u boku Natalii Siwiec (#tylewygrać), a w międzyczasie naraził ZASP na stratę ponad 9 milionów złotych. Teraz ma zarządzać wrocławskim teatrem.

Od lat dyrektorem Teatru Polskiego jest Krzysztof Mieszkowski, który wystartował w ostatnich wyborach i dziś jest posłem Nowoczesnej. O fotel dyrektora może i by walczył, ale nie zrobił tego, wszak wymogiem było wyższe wykształcenie, którego Mieszkowski nie posiada. Nie posiada też menadżerksiego sznytu, o czym świadczy dobitnie fakt, że od kilku lat zamykał rok z długami i pod kreską.

Gdy jakiś czas temu usłyszałam, że do wrocławskich instytucji kultury ma, obok dyrektora artystycznego, wtargnąć także menadżer, ucieszyłam się ogromnie, bo jestem pewna, że dobre rzeczy można sprzedać, a bezwzględnie Mieszkowski robił dobry teatr. Temat menadżera upadł, bo ego dyrektorów tego nie udźwignęło, skończyła się też kadencja Mieszkowskiego i oto nowym panującym został Cezary Morawski, popierany przez wicemarszałka województwa odpowiedzialnego za kulturę. Facet grał w „M jak miłość”, potem w paru serialach, potem był skarbnikiem w ZASP-ie, dość kontrowersyjnym, wszak naraził go na stratę ponad 9 mln zł, aż wreszcie został dyrektorem teatru.

Team popierający Mieszkowskiego jest silny, bo facet robił światowy teatr, a Morawski wywodzi się z długów i układu, więc oczywisty jest brak poparcia. Ale ja, mimo przydługiego wstępu, nie o tym, kto powinien być dyrektorem i dlaczego nie Morawski, a o tym, jak – oczami laika totalnego – powinno wyglądać zarządzanie teatrem, finansowanym z kasy państwa.

Teatr powinien działać jak firma i być nastawiony na maksymalny zysk, przy małym marginesie na kompromis repertuarowy. Dlatego jestem zdania, że powinny nim zarządzać dwie osoby: dyrektor do spraw hajsu, a także dyrektor do spraw artystycznych. Oczywiście, zdarzyć by się mogło, że dwie funkcję pełniłaby jedna i ta sama osoba, ale to raczej rzadkość, by mieć talent do robienia kultury i rozmnażania siana.

Dobry marketing, efektowne zarządzanie, skuteczna reklama, zaprzestanie rozdawania biletów znajomym i rodzinie, pozyskiwanie sponsorów prywatnych, trzymanie ręki na pulsie w kwestiach wydatków i wiele innych sposobów, o których nie wiem, bo menadżer ze mnie żaden, mogłyby spowodować, że każdy dobry teatr byłby w stanie zarobić na siebie. Trochę jest w Polsce prywatnych teatrów, których właściciele nie są bezdomni, bo ceny biletów i prywatni sponsorzy robią dobrą robotę, a żeby ich wszystkich pozyskać nie trzeba wystawiać głupich komedii.

O ile wiele przedstawień za czasów Mieszkowskiego skradło moje serce, o ile, jak sądzę, Morawski nie skradnie mi nic, o tyle uważam, że dyrektor z dobrą wizją to mało. Teatr państwowy może, a nawet powinien zarabiać na siebie i być traktowany jak firma. Z misją, ale firma. I wcale nie trzeba do tego wielkich kompromisów, a jedynie dobrego menadżera. Tego ostatniego zabrakło w kadencji Mieszkowskiego, mam też wrażenie, podparte faktami z burzliwej finansowej przeszłości, że i Morawski nie jest specjalistą od kasy. Za to na kompromisach zna się pewnie jak mało kto, stąd jego gorzki sukces.


Podobało Ci się? Podaj dalej


Dołącz do mnie

Jeśli jeszcze mnie nie lubisz i nie obserwujesz, zrób to teraz. Każdy like to dla mnie wielka radocha:-)