Są takie plotki, że aktorka Olga Bończyk romansowała ze Zbigniewem Wodeckim. Po śmierci tegoż w rodzinie muzyka miała wybuchnąć afera, bo wspomniana Olga chciała śpiewać na festiwalu swojego eks, ale rodzina była niekoniecznie chętna. No to aktorka odśpiewała na festiwalu w Opolu piosenkę pod tytułem „Więcej niż kochanek”, czym trochę mnie sprowokowała do rozkminy nad losem kochanek.
Żeby była jasność: uważam, że zdrady winny jest ten, który ma więcej do stracenia. A więc jeśli kobieta jest wolna i wikła się w związek z żonatym, to ja jednak jestem bardziej za tym, że ten facet to świnia. Nie rolą kochanki jest przejmowanie się, że gdzieś tam jest jakaś kobieta albo dzieci. Oczywiście, fajnie jakby się przejęła, ale nie umiem się wściec, że tego nie robi. Niemniej uważam, że wikłaniem się w taką trochę patorelacje robi sobie dużą krzywdę, a to dlatego, że ma oczekiwania, a przecież nie powinna ich mieć. Żadnych. No chyba, że facet się rozwiedzie, ale to raczej rzadkość. Częściej jest tak, że kochankę traktuje jak kogoś na dwie chwile, kogoś, z kim spędza lunch, wymyśloną delegację czy rzekome nadgodziny. Kochanka rzadko ma status: pilne i priorytetowe. I to jest coś, z czym trzeba się liczyć wikłając się w taką trochę nietypową relację. Nie będziesz, kobieto, tym kimś koło kogo ukochany budzi się co rano, kimś, z kim spędza się weekendy. Nawet zadzwonić do swojego lubego nie zawsze możesz, bo przecież on ma kogoś z kim jest, z kim spędza te chwile, za które ty dałabyś się zabić. Ale ich nie dostaniesz. Nigdy. Bo nie jesteś żoną, partnerką, a jedynie kochanką. I dopóki twój partner nie zrezygnuje dla ciebie z rodziny, to będziesz TYLKO kochanką, a więc kimś, kogo ukrywa się przed światem, kogo się wstydzi, kto – zostańmy przy nomenklaturze artystycznej – nigdy nie będzie grał pierwszych skrzypiec.
Wikłanie się w romans z żonatym, który o rozwodzie jedynie wspomina, ale ni cholery się za niego nie zabiera, ma swoje konsekwencje. Ma ich milion, a każda z nich sprowadza się do tego, że nie jest się najważniejszą osobą dla partnera. I jak ten – nie daj Boże – umiera, to kochanka zostaje z niczym. I powinna się z tym pogodzić, nawet jak przedwcześnie zmarły zapewniał, że dla niego jest najważniejsza, jedyna i najcudowniejsza. I nie warto śpiewać piosenek o tym, że ktoś był więcej niż kochankiem, chyba że lubimy się pławić w żenadzie. Wtedy warto nawet jechać do Opola z naszym osobistym songiem.